wujek Józef

Na pewno wielu z  nas nieobcy jest film pt. Pecemaker, z uroczym jak zwykle Georgem Clooneyem i zjawiskową Nicole Kidman. Jest tam taka scena, kiedy po zamordowaniu w centrum Wiednia  rosyjskiego przyjaciela Thomasa Devoe, granego przez Georga Clooneya właśnie, tenże mówi, że to była bezsensowna śmierć. Na co Nicole Kidman odpowiada: jak każda….

Taka była śmierć wujka Józka, brata babci Gieni.

Jest początek roku 1944. Po zwycięstwie w bitwie na łuku kurskim Armia Czerwona jest w permanentnej ofensywie. Alianci planują lądowanie w Normandii. A co w Polsce? W Polsce trwa okupacja.

23 stycznia 1944 roku grupa partyzantów, najprawdopodobniej pod dowództwem ppor. Gerarda Woźnicy ps. „Hardy” ostrzeliwuje posterunek niemieckiej straży granicznej na Żelazku. W wyniku tej akcji ginie komendant straży. Nie trzeba być znawcą historii żeby wiedzieć jakie jest standardowe działanie okupanta hitlerowskiego w takich wypadkach: akcja odwetowa. Taka też nastąpiła. Zakładam, że wyglądało to mniej więcej tak jak na większości znanych nam filmów przedstawiających czasy wojny: krzyki kobiet, płacz dzieci, szczekanie psów i szybkie, głośne, bezlitosne komendy żołnierzy niemieckich. Podobno również w tym momencie objawiło się niemieckie zamiłowanie do porządku. Okupant chciał, aby ofiary wiedziały dlaczego giną. Potrzebny był tłumacz.

Wśród tych poganianych przez hitlerowców ludzi jest też mój wujek.

Wujek Józek lata wojny spędził na robotach w Niemczech. Podobno całkiem nieźle mówił po niemiecku. W jaki sposób stał się tłumaczem w tamtej sytuacji? Nie wiem.

Babcia, która słyszała opowieści o śmierci brata od osób trzecich też tego nie wiedziała. Czas zniekształca słowa i ich znaczenie. Zwłaszcza kiedy te słowa dotyczą takich momentów w życiu. Wyobrażam sobie, że może nawet usłyszała więcej informacji, ale nie była w stanie ich przyjąć, zarejestrować w mózgu. Ważne było tylko to, że brat nie żyje. Mylicie się jednak jeśli myślicie, że został postawiony pod ścianą i tak po prostu rozstrzelany…

Jakie okropne, bezduszne zdanie. Jakbym sugerowała, że śmierć tych, którzy właśnie pod tą ścianą, a raczej skałą zostali rozstrzelani, była mniej ważna, mniej bolesna dla ich rodzin. Mniej bezsensowna…

Wujek tłumaczył słowa kierującego akcją Niemca i coś dziwnego się wydarzyło. Czy tamten człowiek miał chwilę słabości, czy stwierdził, że może mówiący po niemiecku Polak może się jeszcze przydać? Kto to może teraz wiedzieć. Dość że pozwolił wujkowi odejść… Tak po prostu: możesz iść. Wracaj do domu!

Próbuję sobie wyobrazić co mógł wtedy myśleć wujek, który kilka chwil wcześniej był pewny tego, że to jego ostatnia godzina. Szum w głowie, mieszanina strachu, niedowierzania, nadziei…? Może nawet radości?

Przecież wszystko wskazywało na to, że udało się! Pewnie po raz kolejny w czasie tej wojny. Żyje!

Nie.

Nie udało się…

Za nim dalej rozgrywała się pacyfikacja wsi. Czy wujek oddalający się od rozgrywającej się sceny tragedii  nie pasował do tego co za nim? Czy szedł zbyt szybko? Zbyt nerwowo? Czy wyglądał jak ktoś kto ucieka?

Pewnie właśnie tak pomyślał nadjeżdżający oficer.

Padł strzał.

Celny.

Jak opowiedziałam tę historię moim synom, moje młodsze dziecko nie mogło jej zaakceptować. Misiek ciągle powtarzał, że to bez sensu i na dodatek próbował tłumaczyć mi dlaczego to bez sensu: przecież wujek przeżył już pięć lat wojny. Został mu tylko rok!

Tak, zgadzam się synu. Zupełnie bez sensu…

P.S. W sieci znalazłam notatkę na temat pacyfikacji Ryczowa. Jest bardziej rzeczowa w swej konstrukcji. I być może bliższa prawdy historycznej. Nic tam nie ma o moim wujku. Bo i skąd miałby się tam znaleźć taki szczegół. Jedno ludzkie życie w opozycji do tragedii wielu rodzin.

Ja opowiedziałam moją historię rodzinną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *