Spotykacie, albo macie stale wokół siebie takich ludzi co to „ wiedzą lepiej”? Oczywiście, że macie. Każdy w kolejnych fazach swojego życia takich ma. Na początku to są rodzice, którzy tłumaczą wam życie, uczycie się od nich wszystkiego: jak zrobić zadanie na fizykę, jak szybko wyprasować koszulę lub jak ugotować pomidorówkę. I z pozycji dziecka i z pozycji rodzica wiem jakie to trudne i jakie to mistrzostwo świata przestać w którymś momencie narzucać swoją wolę i pozwolić dziecku wybrać. A co za tym idzie: pogodzić się z konsekwencjami wyborów, na które nie mieliśmy wpływu. Ja najpierw musiałam pogodzić się ze stylem ubierania się mojego starszego syna. Czernie i tylko czernie połączone z poszarpanymi dżinsami jakoś mnie nie zachwycały. Kilka ciuszków z jego szafy chętnie bym wyrzuciła potajemnie, albo korzystając z zamieszania w procesie prania i prasowania…

Jednak jak przypomnę sobie moje batalie z mamą o męskie koszule, które lubiłam już w liceum, i które lubię do tej pory, a których tak nie znosiła moja mama – irytacja na widok dziurawych dżinsów zanika mi dość szybko.

Jako taka matka-kwoka już widziałam oczami wyobraźni syna w technikum geodezyjnym. Geodeta – to taki porządny, pewny zawód! A studia to może medycyna albo architektura? Tam przecież zawsze są pieniądze i perspektywy.

Uświadomiłam sobie podczas tych rozmyślań, że ja sama skończyłam liceum ogólnokształcące – czyli brak zawodu! Potem rzuciłam jednymi studiami aby w końcu znaleźć się na kierunku turystyka i rekreacja. Kochałam i dalej kocham szeroko rozumianą turystykę. Chciałam uprawiać zawód, który będzie przynosił mi radość i satysfakcję. Rozpoczynając studia na takim kierunku nie myślałam o tym, że to chwiejna  branża, zależna od polityki, światowego terroryzmu, zapaści gospodarczych i medycznych (obecna pandemia!) jak żadna inna. Myślałam o tym, że chcę robić to co kocham. Tak mi podpowiadał instynkt.

Dlaczego zatem chciałam odebrać to mojemu synowi. Jaki diabeł z twarzą geodety mnie opętał? Chce być leśniczym? Niech będzie leśniczym! Chce być tancerzem? Niech będzie tancerzem! Chce iść na mechatronikę? Niech będzie mechatronika!

(Tak  w ogóle, to nie znałam takiego słowa! Jak mi powiedział, że chce iść do technikum, do klasy o profilu technik mechatronik, to musiałam sprawdzić co to znaczy…)

Teraz wypada tylko napisać, co gorsza zgodnie z prawdą, że rodzice nie zawsze maja rację nakłaniając, lub co gorsza zmuszając swoje dzieci do decyzji „lepszych”. Czy aby na pewno „lepszych”? Dla kogo „lepszych”?

Pominę szybko w tym wyliczaniu „ludzi, co to wiedzą lepiej” ciotunie twierdzące kategorycznie, że nie możesz wyjść z tak ubranym niemowlakiem na spacer, bo zamarznie. A w ogóle to po co spacer w taki mróz?! (Było minus dwa stopnie Celsjusza…)

Wielką fanką naszych piłkarzy nie jestem, ale jak słyszę opnie „te fajtłapy” wypowiadane przez osoby o posturze zawodników sumo, siedzących na kanapie z puszką piwa w ręce, to od razu dopada mnie ciekawość jaki ten Pan ma czas na 400 metrów przez płotki… no ok, niech będzie samo 400 metrów. Zostawmy płotki!

Ten wybór szkoły, żywienie i ubieranie niemowlaka lub krytyka słabych wyników sportowych, to takie sztandarowe przykłady na wspomnianą przypadłość ludzi „wiedzących lepiej”.

Dużo bardziej kuriozalne dla mnie są sądy szerokich rzesz na tematy, gdzie tak naprawdę tylko nieliczne grono specjalistów w danej dziedzinie ma wiedzę lub doświadczenie pozwalające na wygłaszanie jakichkolwiek opinii.

Mój tata był taternikiem. Jego pasja związana z górami była z nami w domu. Z półek atakowały nas przewodniki po Beskidach, „Osobliwości i sensacje tatrzańskie”, „Lhotse, czwarta góra Ziemi” i tym podobne pozycje. Do oczywistych rzeczy zaliczałam fakt sprawdzania mojej znajomości wszystkich ośmiotysięczników. Ta wiedza o górach, pochłaniania nieco podprogowo, wiązała się również ze znajomością anegdot i historii związanych z ludźmi gór. Najpierw poznałam Reinholda Messnera, Jerzego Kukuczkę i Wandę Rutkiewicz, a dopiero potem Panów Kochanowskiego czy Sienkiewicza.

Ludzie gór zanurzeni są w wielu tragicznych historiach, które to historie składają się na część ich życiorysów. Mimo, iż te góry były blisko mnie od najwcześniejszego dzieciństwa i naprawdę dużo więcej wiedziałam o tym obszarze od niejednego studenta turystyki, to cały czas nie rozumiałam, jak można w górach „zgubić” człowieka. Nieważne, że góry wysokie! Nieważne, że mgła. Nieważne, że rozrzedzone powietrze. Nie docierało do mnie żadne przeczytanie wyjaśnienie dotyczące tego, jak Reinholdowi Messnerowi brat Gunter „ zniknął z oczu za lodowym spiętrzeniem”.

No bzdury!

Zrozumiałam, że to nie bzdury dużo, dużo później.

Kilka lat temu, zjeżdżając z dziećmi na nartach z Chopoka nagle znaleźliśmy się w takiej mgle, że widzieliśmy tylko czubki swoich nart. Wiatr zawiewał nam śnieg prosto w twarz. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale nie widziałam nic! Mój brat, najlepszy narciarz w naszej grupie wziął na siebie prowadzenie nas w tej mlecznej mazi. Posuwaliśmy się w ślimaczym tempie. Za Pawłem płużył dziewięcioletni Maciek powtarzając co chwila głosem na granicy płaczu: „Mamo, boję się”. Na co ja odpowiadałam: „Spokojnie synku, nic się nie dzieje, jedź powolutku za wujkiem. Ja jestem za tobą.” A wszystko spokojnym, opanowanym głosem. Nie wiem jak to robiłam. Byłam przerażona, serce podchodziło mi do gardła. Nie widziałam niespełna czternastoletniego Kuby, który powinien być za mną. Nie miałam bladego pojęcia jak daleko za Kuba jest mój mąż. Chciałam, tylko abyśmy wszyscy bezpiecznie zjechali na dół. Jak wreszcie udało nam się zjechać poniżej tej mgły, gdzie zobaczyliśmy na trasie innych, którzy już nieco pewniej poruszali się w dół, poczułam jak drżą mi nogi. Jak cała dygocę i nie mogę tego drżenia opanować. Trzymałam swoje własne ręce, żeby dzieci nie zobaczyły tej „trzęsawki”. Brat popatrzył na mnie i zadał pytanie – rozkaz: „Jedziemy dalej – tak?” „Tak” – to była moja odpowiedź i za kilka chwil byliśmy już w bezpiecznym miejscu.

Chopok pokazał swoją moc. A byliśmy tylko w okolicach 2000 m n.p.m. na znanych turystycznych trasach narciarskich. Jak to porównać z zejściem z Nanga Parbat?

Wszelkie opinie i sądy na Reinholdzie Messnerze, wygłaszane przez ludzi, którzy nigdy nie byli ani przez chwilę w podobnej sytuacji drażnią mnie. Uważam samo wygłaszanie takich opinii za co najmniej żenujące. Ja zjeżdżałam w dół nie widząc jednego z moich synów. Nie mam żadnego prawa wygłaszać jakichkolwiek opinii o tym, czy Reinhold Messner mógł  czy nie mógł uratować swojego brata.

Bóg dał ludziom wolną wolę. Nie wolno nam im jej odbierać. Niezależnie od tego, czy będą to decyzje dotyczące wyboru studiów, garderoby, czy dużo bardziej kluczowych obszarów życia. Niezależnie od naszego głębokiego przekonania, że „wiemy lepiej”.

Decyzje niosą ze sobą konsekwencje. I to ci, którzy je podjęli ponoszą ich największy ciężar.

2 thoughts on “„Wiedzący lepiej”

  1. Wiedzący lepiej są wszędzie. Często reprezentują schematyczne myślenie. Różnią się między sobą intencjami i sposobem komunikowania. Jedni przekazują nam tzw. mądrości życiowe aby poczuć się dobrze, pokazać nam swoją wyższość, nie zwracając uwagi na stan naszych uczuć. Inni mogą chcieć nam po prostu służyć radą – warto ich posłuchać, zastanowić się i zrobić swoje 🙂 Nie musimy wszystkiego doświadczać na własnej skórze aby wiedzieć ale również nie da się poznać świata bez doświadczania.

    1. Dokładnie tak! Nie da się poznawać świata bez doświadczania go choćby w części. Strasznie trudno zaakceptować błędy swoje albo swoich najbliższych w tym wyidealizowanym tworze, który nam chcą sprzedać media. A my wiedząc to co wiemy i tak często dajemy się „zrobić na szaro” sprzedawanym nam „wizjom”!

Skomentuj Basia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *