Coraz częściej mnie to dopada.
Zapytacie: co? Frustracja z powodu braku pomysłów na wigilijne prezenty.
Przez wiele lat kupowaliśmy rodzicom czy rodzeństwu bardzo funkcjonalne prezenty. Teraz aby taki prezent kupić musielibyśmy chyba zafundować komuś remont piętra albo nowy samochód. Co chcę przez to powiedzieć?
Nic więcej ponad to, że nasze najbliższe otoczenie osiągnęło taki status posiadania, że kolejna patelnia, toster, czy wazon nie ma już racji bytu jako podarek. Czas wysilić wyobraźnię, albo… albo zrobić coś samemu!
Kilka lat temu przy okazji przedświątecznej akcji pomocowej, w której brała udział Pani Agata Kulesza usłyszałam, że do bardzo praktycznych i do jakże potrzebnych rzeczy dla konkretnej rodziny aktorka dorzuciła drobiazg dla matki tej rodziny: srebrne kolczyki.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to nie najmądrzejszy pomysł. To była rodzina, która nie miała na chleb! Po co tej kobiecie w takiej sytuacji kolczyki! Jednak po namyśle zmieniłam zdanie. Tak sobie wyobrażam, że jeśli ktoś jest w tak ciężkiej sytuacji, że musi prosić o chleb dla swoich dzieci, to jak tlenu potrzebuje łącznika z normalnością. To mogą być kolczyki, lakier do paznokci czy widoczny makijaż. To musi być coś, co jest szeroko rozumianym standardem dla pewnej grupy osób. To powinno być coś, co da znak otoczeniu: jeszcze walczę, jeszcze się nie poddaję. Coś na wzór tej błyskawicy, jakże bezczelnie porównanej do symbolu „SS”.
Takie znaki często były źle interpretowane niezależnie od tego czy to miała być błyskawica, pomalowane paznokcie czy mocny makijaż. Przecież i w moim i waszym otoczeniu na pewno nie raz usłyszeliście, a może i sami pomyśleliście, że „z pomocy socjalnej korzysta a na lakier do paznokci to ma!” Ja pomyślałam… niestety…
Dopiero jak do mnie dotarto, że to żywa walka, zrobiło mi się strasznie wstyd. Dotarło do mnie, że to rodzaj manifestacji, krzyku mówiącego nam wszystkim, wcale nie tym najbogatszym, tylko raczej tym „ustabilizowanym”, że żyjemy sobie w naszym ciepełku i bronimy tego statusu do upadłego, nie widząc, lub raczej nie chcąc widzieć tego, co się dzieje dookoła nas. I jeszcze na dodatek często osądzając.
Co to ma wspólnego ze świątecznymi prezentami? Dużo! Przecież te rzeczy darowane najbliższym a czasami i obcym to nie sama patelnia czy spinki do mankietów jako takie. To pamięć, zainteresowanie, świadomość, radość, miłość, zadośćuczynienie, wdzięczność, współczucie, entuzjazm i coś, czego się chyba wstydzimy i boimy najbardziej: czułość. Przy czułości odsłaniamy się i jesteśmy łatwą ofiarą, choćby żartu. A w dzisiejszym świecie, który funkcjonuje jak starcie tytanów, gdzie ulica lub biuro to pole walki – o raz nie trudno. A rykoszetem dostajemy praktycznie codziennie. Może jednak warto zaryzykować i zainwestować w zrozumienie i czułość… Może warto poświęcić trochę więcej czasu na to, żeby przemyśleć te prezenty, komukolwiek byśmy ich nie dawali? I zamiast kolejnego szalika lub krawatu sprezentowali coś, co będzie świadczyło o tym, że pochyliliśmy się nad potrzebami takiej osoby. A nie poszliśmy na łatwiznę zaglądając do sklepu z krawatami, bo blisko i po drodze, i nam najwygodniej…
Wiem, że to niełatwe! Inaczej pewnie bym tego tekstu nie pisała.
Wiem też, że to możliwe.
Mnie zainspirował mój syn uwielbiający, za Panem Adamem Słodowym, zrobić to sam.
Świeczki własnej roboty, kule do kąpieli lub anioły z masy solnej, lub tysiące innych rzeczy, którym poświęcicie to, co tak cenne w dzisiejszym, zabieganym świecie: wasz czas!
Jeśli poświęcamy coś, co nam najtrudniej poświęcić – to jak ten wdowi grosz – zaczyna mieć ogromną wartość.
Pandemia unaoczniła wręcz namacalnie kruchość struktur naszego świata, który co poniektórym wydawał się ujarzmiony. Skoro tak nie jest i w każdej chwili może zdarzyć się coś, co wywróci nasze życie do góry nogami, to może jednak uzasadnionym będzie zwolnienie pedału gazu i upieczenie sernika sąsiadce, albo zabranie na myjnię samochodu sąsiada–staruszka, który jest pedantem jednocześnie.
Będzie w tym trochę egoizmu, ale chyba takiego zdrowego, bo dawanie to straszna frajda!
Tak się troszkę banalnie powymądrzałam.
Dlatego w ramach bicia się w piersi poświątecznie mnóstwa endorfin życzę!