Babcia Gienia miała dużo rodzeństwa, co nie było niczym nadzwyczajnym w wiejskiej rodzinie na początku XX wieku. Z jednym ze swoich braci: Danielem było mocniej związana. Zaraz po zakończeniu II wojny los rzucił ich oboje na „ziemie odzyskane”, do Bielawy, w obecnym powiecie dzierżoniowskim. Jak zerkniecie do sieci to dowiecie się, że Bielawa była przez lata miastem mocno związanym z przemysłem tkackim. Zatem babcia z dziadkiem, wtedy już jako młode, powojenne małżeństwo, jak i wujek Daniel, pomieszkujący z nimi kawaler, pracowali w fabryce włókienniczej.
Wojna – nie wojna. Kapitalizm czy komunizm. Młodość ma swoje prawa. Wujek był w 1947 roku młodym człowiekiem, który najzwyczajniej w świecie (o ile taki stan ducha jak zakochanie w ogóle przystoi określać przymiotnikiem powinowatym ze słowem zwyczajnie…w oczach zakochanych pewnie bluźnierstwo!) zakochał się na zabój. Kochał, wielbił, czcił swoją wybrankę, która w końcu dała się przekonać i powiedziała sakramentalne: tak!
Ciotka była mądrą kobietą i na pewno miała wiele wątpliwości. A z czego one wynikały?
Mówiąc językiem naszych babek wujek był chłopak jak malowanie, a bardziej współcześnie: był nieprzyzwoicie przystojnym facetem. Dzisiaj byłby jednym z tych, których twarze lub sylwetki zdobią okładki poczytnych kobiecych magazynów. (Z tym „poczytnych” to nie przesadzajmy. W tych magazynach dzisiaj niewiele jest do czytania. Ale to tylko taka mała złośliwość, której nie mogłam sobie odmówić.) Jakieś urywki wspomnień z dzieciństwa przywołują obraz wysokiego, szczupłego, wysportowanego człowieka. Mogłabym szeroko opisywać wygląd wujka, ale za chwilę sami będziecie wiedzieli jak wyglądał.
Dzięki kilkuletniej fascynacji mojej starszej pociechy piłką nożną, po jakimś czasie dość dobrze zaczęłam się orientować w klubach piłkarskich i samych zawodnikach oczywiście też. Oprócz zestawu obowiązkowego: Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski, Leo Messi, Cristiano Ronaldo powoli poznawałam składy całych drużyn. Na początku tej mojej piłkarskiej edukacji dostałam emocjonalnie w twarz. Spostrzeżenie mogło być tylko jedno: reinkarnacja, życie po życiu – to wszystko prawda. Zobaczyłam wujka Daniela… tylko nie w swojej dyscyplinie sportowej. Wujek trenował boks, a tutaj stoi na bramce! Widocznie w kolejnych egzystencjach jakieś cechy poprzedniego życia zostają, np. zamiłowanie do sportu!
Gianluigi Buffon, wtedy goalkeeper Juventusu, bo o nim mowa – to żywa kopia mojego powinowatego.
No to czym martwiła się przyszła małżonka wujka? Wszyscy kibice Juvetusu, a raczej kibicki! omdlewałyby z radości na myśl o takim adoratorze. Jak mówi mądre zdanie: nic nie dzieje się bez przyczyny. Przyczyną zapewne wielu nieprzespanych nocy narzeczonej była jedna, nieco bufonowata cecha wujka. (Oj, ta gra słów nawiązująca do nazwiska piłkarza daje mi coraz więcej do myślenia. Chyba zacznę szukać gałązek genealogicznych skierowanych na południe!)
Wujek był chorobliwie zazdrosny. I jak piszę chorobliwie – to znaczy chorobliwie.
Wujek był przystojny, ale ciotka też była piękną, młoda dziewczyną. Taką, do której na potańcówkach tworzyły się kolejki. Wróć! Nie tworzyły się! Mogłyby się tworzyć… gdyby wujek na to pozwolił. Z biegiem czasu nikt nie mógł jej zaprosić do tańca. Ba! Nikt nie mógł do niej zagadnąć! Wujka dopadały wtedy demony i krótko mówiąc szukał pretekstu, aby takiemu delikwentowi, który odważył się podejść do jego narzeczonej po prostu dać w mordę. Tej zaczepki szukał zapewne z pełną premedytacją. Jak już wspomniałam wyżej, wujek trenował boks. Czyli bić się potrafił. Statystycznie mógł być raczej pewnym, że to on wyjdzie z bójki bez szwanku, a taki pierwszy lepszy absztyfikant do ciotki już się nigdy nie zbliży. Te bójki niestety nie raz i nie dwa kończyły się na milicji (pamiętajcie, że jesteśmy gdzieś w okolicach roku 1947). I co się wtedy działo? Moja babcia jako najbliższa rodzina, wtedy już w ciąży, wydeptywała dróżki do lokalnego aresztu i za każdym razem udawało jej się wujka stamtąd wyciągnąć.
Czas płynie, mija jakieś trzydzieści lat. Przenosimy się w połowę dekady gierkowskiej i jesteśmy na weselu córki wujka. Wesele jak to wesele: para młoda, muzyka, wódka – a jakże. Moja mama wspomina to wesele w dość specyficzny sposób. Razem z wujkiem Bolkiem, kolejnym bratem babci, miała zadanie specjalne: zapobiec katastrofie rodzinnej. Wujek Bolek miał bratu zapewnić męskie rozrywki podczas wesela córki: wódeczka, koniaczek, papierosek. Mama natomiast, jako córka ukochanej siostry, miała animować wujka swoimi wdziękami i zapraszać do tańca tyle razy ile to tylko było możliwe. Najlepiej za każdym razem kiedy tylko nie tańczył z córką albo z żoną.
Zapytacie po jakie licho?
Ano dlatego, że z czasem chorobliwa zazdrość wcale wujkowi nie minęła. Mama lub wujek Bolek w którymś momencie musieli nie dopełnić swoich nieformalnych obowiązków weselnych, ponieważ wujek Daniel był o krok od wywołania skandalu. Ktoś ośmielił się poprosić jego żonę do tańca…
Podobno ciotka po tym, jak już dotarli do mieszkania po weselu powiedziała tylko: „Daniel…” Chyba nawet wiem jakim tonem to powiedziała.
Wujek był z zawodu krawcem. Chyba całkiem niezły fach w ręku w towarzystwie przemysłu włókienniczego w okolicy. Mama wspominała, że całe dzieciństwo zazdrościła kuzynkom tego, że wyglądały jak lalki z zachodnich gazet. Wujek szył swoim córkom przepiękne sukienki i na tle szarzyzny PRLu mogły rzeczywiście wyglądać jak dziewczynki nie z tego świata. Tylko z tego „zachodniego”.
Wujek odszedł stosunkowo wcześnie. Chorując wiedział, że zbliża się koniec. I co zrobił wiedząc o nadchodzącej śmierci? Uszył żonie dwa przepiękne płaszczyki i prosił, żeby po jego śmierci nie wychodziła za mąż.
Pisałam już, że to była chorobliwa zazdrość?
P.S. Nie zamieszczam zdjęcia wujka. Jego zdjęć w sieci jest mnóstwo. Tylko podpisane włoskim nazwiskiem.