Czy Wam też się do pewnego momentu w życiu wydawało, że rodzice wiedzą wszystko? Ja tak miałam. I jakże wielkim zderzeniem z rzeczywistością było dokonanie odkrycia, że tak jednak nie jest! Nie wiedzą wszystkiego! Lepiej! Nie wiedzą mnóstwa rzeczy. Lepiej! Popełniają błędy! A za nami od wieków ciągnie się archetyp nieomylnego rodzica. Tak samo jak wzorzec nauczyciela, ten sam od dwustu, może trzystu lat, gdzie dorosły powiedział, a dziecko musi słuchać, niezależnie od tego, że dziecko znalazło w sieci, w dostępnych archiwach NASA dane przeczące temu co mówi dorosły. Zostawmy nauczycieli. To osobna historia. Skupmy się na rodzicach, na matkach.

Jak usłyszycie słowo matka to jakie są Wasze pierwsze skojarzenia? U mnie w głowie kotłuje się od obrazów. Zacznijmy od tych już dość nam bliskich czasowo matek dziewiętnastowiecznych. Rodziły pięcioro, może dziesięcioro dzieci. Jak miały szczęście, i to niezależnie od tego do jakiej grupy społecznej należały, to kilkoro z ich dzieci dożywało dorosłości. Czyli najprawdopodobniej w wieku dwudziestu kilku lat składały do grobu dwójkę lub trójkę ze swoich dzieci. Czy my, współczesne matki, doceniamy inkubatory dla wcześniaków, antybiotyki, czy choćby znienawidzone w ostatnim czasie słowo „szczepionki”? Niejedna znana nam historycznie królewska para oddałaby wiele za to, co my, szarzy obywatele, mamy w ramach standardu ubezpieczeniowego. Ta sama dziewiętnastowieczna matka, jak już odchowała kilkoro dorosłych dzieci, to dorosłych synów musiała wysłać na jakieś powstanie, rokosz, rebelię. I to nie tylko w naszym kraju . Jak zerkniecie na dziewiętnastowieczną historię większości krajów europejskich, to żadnemu z tych krajów nie było dane więcej niż kilkanaście lat bez rozruchów. Statystyczny dziewiętnastoletni młodzian wkładał mundur i szedł na jedną z wielu wojen. Jeśli ta nasza przykładowa dziewiętnastowieczna matka miała pecha, to wkładała do trumny kolejne ze swoich dzieci. Najprawdopodobniej miała wtedy tylko jakieś czterdzieści lat. Do końca życia chodziła w czerni, pamiętając o tych, którzy odeszli i… jednak żyjąc z tymi, którzy zostali. Hm… Jednak wolę naszą rzeczywistość. Nawet jeśli to ‘Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy” musi zaopatrywać szpitale. I nawet jeśli muszę płacić za prywatne wizyty lekarskie moich dzieci zastanawiając się na co idzie moja składka zdrowotna!

To wszystko z perspektywy statystycznej matki danego kraju. A co z perspektywą matek wielkich tamtego świata? Było ich kilka, ale niechcący zarządzały nie tylko własnymi dziećmi, ale milionami… innych dzieci. Czy historia potoczyłaby się inaczej gdyby Aleksandra Romanowa, żona ostatniego cara Rosji, nie myślała tylko o życiu swojego syna, i nie dała się zniewolić mentalnie Rasputinowi, zniewalając przy tym troską o życie dziecka i tak już słabego Mikołaja?

Przerzućmy kilka lat w kalendarzu. Jesteśmy gdzieś w latach dwudziestych, trzydziestych dwudziestego wieku. Czy coś się zmieniło? Według mnie niewiele. Jeśli matki nie zdążyły z narodzinami dziecka na pierwszą wojnę światową to zdążyły na drugą. Ich córki i synowie  (wtedy równouprawnienie mocno wkraczało w życie) walczyli na różnych frontach wojen i życia. Czasy wtedy były mocno niespokojne…

A matki powojenne? W przedwojennym kompleciku i kapeluszu pamietającym Piłsudskiego wydreptywały ścieżki na UB, aby wybłagać przekazanie paczki z czarnym chlebem i boczkiem swoim synom, którzy utopijnie próbowali unicestwić rozsiadły się na stołkach władzy reżim.

A nasze matki? Matki lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych? Walczące o byt w kolejkach sklepowych. Wstające po czwartej rano robotnice, urzędniczki, nauczycielki, ekspedientki,  które po pracy wracały do domu z siatkami kapusty, cebuli i ziemniaków, w autobusach pełnych kwaśnego zapachu potu pomieszanego z przetrawionym alkoholem. Bo tylko w takich serialach jak „Kobieta za ladą”, na dobiegającą pięćdziesiątki damę czekał pod sklepem Don Juan z własnym samochodem ( nieważne, że Skoda 100, tym młodszym podpowiem, że to wtedy był poziom mercedesa!), gotowy na miłosne uniesienia!

Chciałybyście się zamienić? Mimo własnego domu i przyzwoitej pracy mam permanentne poczucie braku. Wszystkiego. Wszystkiego mi mało! Mało pieniędzy, mało możliwości, za stary samochód, kanapa do wymiany. Moja mama, właśnie z tych matek z lat siedemdziesiątych ma na to swoją odpowiedzieć. Nie zacytuję jej i nie powiem, gdzie nam się poprzewracało. Mogę zacytować jej drugą  ripostę na moje marudzenie, która również odda dogłębnie jej zdanie na ten temat: „francuskie pieski”.

A co potem? Potem zaczyna się wyścig szczurów. Wśród matek też. „Moja Andżelika to, mój Brianek tamto”. Jak po latach dziewięćdziesiątych mija moda na amerykańskie imiona, wkracza może nieco mądrzejsza moda na zajęcia dodatkowe.. tylko… z czym się musi zmierzyć ta matka roku dwutysięcznego?  Właśnie z tym, że nie pośle swojego dziecka na kolejne zajęcia, bo to już za dużo. Z tym, że dziecko uczy się tylko angielskiego i niemieckiego, bo takie języki ma w szkole! („Jak to? Nie posyłasz dziecka na dodatkowy język? Nasz syn chodzi na mandaryński a córcia poznaje historię Japonii na dodatkowych kursach, gdzie uczą tradycyjnego rytuału parzenia herbaty”). I z tym, że po prostu ty jako matka chcesz wychować swoje dziecko na porządnego, dobrze wyedukowanego człowieka! Ja, matka lat dwutysięcznych stwierdzam, że to jest jednak wyzwanie.

Dodatkowo musze się zmierzyć z tym, że mama Stasia bardzo dobrze wygląda. Schudła na diecie pudełkowej. Ja nie… Jak wychodzę na wywiadówkę świeży makijaż obowiązkowy. Większość mam wygląda oszałamiająco! Jak dobrze, że ostatnio było kilka wywiadówek on line i zgodnie z utartymi standardami nikt ode mnie nie oczekiwał włączenia kamerki! Ja, pracująca matka lat dwutysięcznych walczę głównie ze swoim umysłem i silną wolą. I oby tak pozostało! Nie chcę dołączyć do grona prababek, przeklinających Chamberlaina  i Daladiera! Przeraziła mnie informacja przeczytana dwa dni temu na „upday” o tym, że Pan Biden za wszelką cenę chce utrzymać pokój międzynarodowy. Chamberlain też chciał…

Mój syn ma osiemnaście lat…W dupie mam dziewiętnastoletni standard naszych babek! Chcę zostać prawdziwą babcią! I wyprowadzać na spacer moje własne wnuki! Czy Panowie Biden i Putin to słyszą?….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *