Kiedyś musiało to nastąpić. Co takiego? Zebranie w słowo pisane tekstów mojego młodszego dziecka. To takie prywatne „Z uczniowskich zeszytów” czy „Szkolny dowcip” – chociaż nie będzie tylko szkolny!
- „Co poniektórzy nauczyciele to chyba marzą o tym, żeby nam dać kałamarz i pióro. Karząc nas za to, że nie umieją sobie poradzić z teamsem!” – To jako komentarz do faktu, że nauczycielka nie reagowała na ich uwagi o tym, że udostępniany przez nią filmik… jednak nie jest udostępniany. (A i mamo! słyszeć nas na pewno słyszała!)
- „No! Mój ulubiony program, parasite hotel!” Dla niewtajemniczonych, „parasite” po angielsku znaczy pasożyt. Jakaż trafna gra słów!
- Na widok reklamy nowego programu typu reality show, z udziałem seniorów: „no to będzie połączenie Gogglebox i Królowych życia!” Pół życia na to czekałem!”
- Na wieść o tym, że inspirowałam się jego starszym bratem do jednego z felietonów: „no, to już wiemy kto jest ukochanym synusiem mamusi”. A na moją odpowiedź, że opiszę to co mówi w felietonie na temat jego złotych myśli: „To będzie raczej wyciskanie soku buraczanego!” Dystansu do siebie jednak trochę jest!
- Na moje zarządzenie o tym, aby poprzymierzał dżinsy i bluzy, z których jego starszy brat już wyrósł, a są w bardzo dobrym stanie i nadają się do noszenia stwierdził, że jestem „indecently double eco”: eko-logiczna i eko-nomiczna! To w tej sytuacji chyba był zarzut! Przekleństwo młodszego rodzeństwa czyli zdzieranie ciuchów po starszych!
- Początek roku szkolnego to było nieprzyjemne zderzenie z językiem niemieckim. Coś ewidentnie się zaklinowało w procesach pozyskiwania wiedzy w tym obszarze. Zaczęłam dziecku szukać korepetytorki, a nie wiem, czy wy też macie takie doświadczenia, że mało jest dobrych nauczycieli niemieckiego. Okazało się jednak że wśród „znajomych znajomych” jest taka dziewczyna, która uważa niemiecki za piękny i łatwy! (Swoją drogą: gdzie tacy się kształcą???) Jako że był październik, to dziewczyna miała już grafik pod sufit, ale na naszą prośbę obiecała go jeszcze wcisnąć. Dzwonię zatem po raz pierwszy, po wcześniejszej zapowiedzi wspólnej znajomej, i z całych sił staram się ją przekonać do tego, że mój syn bardzo jej potrzebuje i popełni największy błąd, jak się nie zgodzi na te lekcje. W efekcie bardzo miłej rozmowy ustalamy czego Maciek potrzebuje i znajdujemy termin na korki odpowiadający obu stronom. Mojego syna trzymam cały czas przy sobie, w razie gdyby był potrzebny do konsultacji (książka, wolne popołudnie etc..) zatem wysłuchał całej mojej konwersacji z jego nową korepetytorką. I skomentował ją następująco: „To gdzie ty pracujesz w tej korporacji? W zakupach, czy w marketingu, czy może w handlu? Bo sprzedałaś mnie jak stary Chajzer proszek do prania!” Hm…czyli nadaję się do sprzedaży gdyby mnie z zakupów wylali!
- Zaryzykowałam, i pozostawiłam cały dom pod opieką dzieci na imprezę sylwestrową starszego syna. Młodszy wkręcił się na nią piekąc bratu wybrane ciasto. Kiedy następnego dnia rano dopytujemy z mężem jak impreza minęła i czy się nie nudził z jakby nie było kilka lat starszym towarzystwem, odpowiada: „Nie było szans na nudę! Skakali, krzyczeli i nawet przetańczyli poloneza przez cały dom. Tym polonezem przeszli nawet przez łazienkę na piętrze. Wiesz co, trochę im przestałem ufać jak się tak wygłupiali i powyciągałem i pochowałem klucze do garażu, magazynku i na stryszek. Już sobie wyobraziłem jak włączają kompresor w garażu, rozpalają świeczki w magazynku i spadają ze stromych schodów na stryszek prosto na te ich głupie, maturalne łepetyny. Dobrze zrobiłem?” …czasami ludzie miewają podkręcone hollywoodzkimi filmami wątpliwości o tym, czy po porodzie dostali swoje dziecko. Mnie go zabrali od razu, jako wcześniaka, i na dodatek chwilę później pojechał do innego szpitala. Jeśli kiedykolwiek mogłabym mieć jakiekolwiek wątpliwości co do tego, czy wrócił do mnie mój syn, to takie podejście do rzeczywistości i maksymalna zapobiegliwość powodują, że mogę tylko z charakterystyczną rodzicielską dumą powiedzieć: „moje mądre dziecko!”
- I znowu okazuje się, że nie mogę mieć wątpliwości, że to moje dziecko! Po wyjściu z toalety rzuca pytanie w przestrzeń domu: „Co za zbrodniarz wojenny powiesił nową rolkę papieru toaletowego do odwijania od wewnątrz, a nie na zewnątrz?! Jakiś porządek świata musi jednak być constans!”. Bez komentarza! Zgadzam się w 100%!
- Pani od historii, chyba czwarta w ciągu dwóch lat, raczej nie jest ulubienicą klasy mojego syna. Dzisiaj, wychodząc do szkoły, już w drzwiach zapytał: „Ciekawe na który okrąg piekieł wyniesiemy dzisiaj Panią od historii. Co obstawiasz? Bo dla nas to zawsze zagadka. Jak i sam powód”. W tym wszystkim najbardziej zainteresowało mnie to skąd i w jakim kontekście dowiedział się o istnieniu „Piekła” Dantego!
- Jadąc ze mną na wyciągu krzesełkowym w dość nieciekawą pogodę, kiedy z nieba leciał ni to śnieg, ni to deszcz, takie malusieńkie zmrożone kuleczki osiadające na naszych kurtkach: „Oooo! Łupież Boga.”
- Chcąc nie chcąc nasze dzieci są świadkami naszych dyskusji i komentarzy dotyczących rzeczywistości. Tej medialnej i politycznej również. Któregoś dnia, włączając się do dyskusji na temat ogólnie znanej dziennikarki TVP rzucił od niechcenia : „Ona patrzy mi prosto w duszę”. Moja reakcja na twarzy musiała być zaskakująca, ponieważ patrząc na mnie, w ułamku sekundy wycofał się: „Mamo, żartowałem!”
cdn…
jeśli dziecko uzna za stosowne!