Skąd mi się to bierze w dzisiejszych czasach? Sama się sobie dziwię!

Może te fale optymizmu to samoobrona, instynkt samozachowawczy? Żeby nie zwariować myśląc o tych wszystkich czarnych scenariuszach, które mogą dotknąć nasz kraj?

A może jednak są ku temu optymizmowi podstawy?

Może za bardzo skupiamy się na „tu i teraz” dając upust naszemu egocentryzmowi? Może powinniśmy popatrzeć na rzeczywistość nieco szerzej?

Słyszeliście o mysiej utopii Johna Calhouna?  Oczywiście to był tylko eksperyment, i to do tego przeprowadzony na gryzoniach, ale …

Co z niego wynikało? Że społeczeństwa, w których zanikają podstawowe problemy, w których nie walczy się już z bazą piramidy Maslowa, stają się bierne, obojętne. Do tego stopnia, że po jakimś czasie nie chce się członkom takiego społeczeństwa dokonywać nawet wysiłku prokreacyjnego…zatem wymierają!

Może więc ktoś mądrzejszy decyduje za nas, zsyłając nam kolejne plagi biblijne, abyśmy musieli się zmobilizować i powalczyć o swój byt?

Podoba Wam się taka teoria?

Ona jest oczywiście dla tych, którzy lubią oddawać się siłom wyższym czy nadprzyrodzonym. Ja dość mocno hołduję teorii, że naprawdę dużo zależy od nas, od tego co my sami tworzymy, jaką rzeczywistość finansową, mentalną czy prawną wokół siebie kreujemy.

Czyli będzie o sądach i prawnikach.

Jakiś czas temu, po długich dyskusjach z moją drugą połową, zdecydowaliśmy się złożyć pozew przeciwko bankowi, który udzielił nam kredytu. Jak się okazuje, bank w swoim czasie był na tyle bezczelny, że skonstruował umowę tak łapczywie, że niedozwolone zapisy goniły się w tekście kontraktu jak myszy po opuszczonym domu. A jak się potem dowiedzieliśmy od prawnika, nie wszystkie banki były tak bezczelne, i nie z wszystkimi tak łatwo wygrać. Czyli co?

Wygraliśmy! Wygraliśmy z wielką korporacją, która na prawników wydaje niezliczoną wielokrotność naszych kosztów prawnych. Powiem Wam, że poczucie mocy i sprawczości jest kolosalne po czymś takim. Ja przez lata należałam do ludzi, którzy traktowali bankierów, lekarzy i prawników jak posiadaczy czegoś w rodzaju wiedzy tajemnej. Wyobrażałam ich sobie przebranych za czarownice, stojących nad wielkim garem ludzkich losów i dosypujących tam jakiś nieznanych mikstur, mieszających od czasu do czasu to wszystko wielką warząchwią.  Wyobraźnia podpowiadała mi jeszcze, że stoją na podwyższeniu, aby z łatwością  szturchnąć nogą tych, którzy odważą się zbliżyć do kotła z zamiarem pomieszania w nim wedle własnego uznania….

I co? I odważyłam się rozepchać w tym towarzystwie na tyle, że zamieszałam po swojemu! Mieszajcie i Wy! Nie można dać się zwieść wrażeniu, że wszyscy prawnicy to krwiopijcy, a każdy sędzia siedzi w czyjejś kieszeni!

Ale to nie wszystko!

Jeden z „przyjaciół i znajomych królika” miał zdarzenie drogowe. Drugi uczestnik zdarzenia razem z być może niedouczonym policjantem, stwierdzili jego winę. Mandat w okolicach pięciuset złotych. Czy ktoś z was poszedłby z tym do sądu? On poszedł. I nie dlatego żeby odzyskać pięćset złotych, tylko po to, żeby odzyskać dobre imię! Pamiętacie jeszcze, że istnieje coś takiego? I że to wartość wyższa niż pieniądze?

I co się stało? Wygrał! Sąd przyznał mu rację i stwierdził nieprawidłowość interpretacji przepisów przez policjanta! Jakby nie było, też przedstawiciela władzy! Naszej narodowej władzy!

Czyli ta polewka, w tym wielkim kotle może nie musi być za słona! Tylko aby tak się stało, sami musicie wziąć do ręki solniczkę!

I jeszcze jedna przypowiastka. Kolega przez lata pracował w małej firmie zarządzanej przez „wielkich” ludzi. To znaczy, tym ludziom wydawało się, że tacy wielcy. Nie szanowali ludzi, dobrych obyczajów, nie wspominając o prawie. I nie bali się nikogo. W głowach im się chyba nie mieściło, że jakiś „młokos” może się odważyć powalczyć o swoje i założyć im sprawę w sądzie. A jednak! Nie dość że zaryzykował i poszedł walczyć o swoje, to na dodatek wygrał!

Jak tak myślę o tych historyjkach powiązanych z sądem i prawnikami, a dziejących się w lokalnych sądach rejonowych, to widzę światełko w tunelu. Przecież ci sędziowie i prawnicy, to nie musieli być wybitni specjaliści w swoich dziedzinach. Nie wszystkim jest dane nazywać się John Joseph Sirica i móc orzekać w sprawach o znaczeniu afery Watergate! Przecież dla prawników czy sędziów w opisanych powyżej historyjkach, te sprawy były po prostu kolejnymi sprawami. To nie były wyzwania życia. Wystarczyło, że po prostu uczciwie wykonali swoją pracę, traktując poważnie problemy przysłowiowego Kowalskiego. Skoro na przestrzeni ostatnich kilku lat znaleźli się sędziowie poważnie traktujący prawo, niezależnie od tego czy drugą stroną była wielka korporacja, czy lokalni „bonzowie”, czy wreszcie Państwo Polskie w osobie lokalnego policjanta, to jak tu nie wierzyć w to, że porządna edukacja prawna wytrzyma świszczący podmuch zmian w polskim sądownictwie. Nie dajmy sobie wmówić, że kilkoro małych, nawet jeśli zajmują jakieś eksponowane stanowiska,  zniszczy to, co budowali latami ludzie tacy jak  Vetulani czy Glaser. Z historii wiemy na pewno, że ten świszczący oddech może i nieco nasmrodzi, i więcej będzie do sprzątania, ale to tylko tyle! Ja już wiem, że w tym kraju jest kilkoro sprawiedliwych, i to pozwala i wierzyć, że unikniemy losu Sodomy i Gomory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *