Boże Narodzenie roku 2021 w polskich kanałach telewizyjnych chyba było zasponsorowane przez naszego byłego ministra, a prawnuka Henryka Sienkiewicza. Obecność „Pana Wołodyjowskiego” odnotowałam co najmniej na trzech kanałach. Na co najmniej jednym była możliwość obejrzenia odcinkowej wersji „Ogniem i mieczem”, a „Potop” to już nawet nie liczę! Wersja kinowa, wersja telewizyjna, odnowiona, cyfrowa – do wyboru i koloru. Jeśli akurat umknęła komuś druga część ze względu na rodzinny obiad lub sąsiedzką wizytę, to wystarczyło przeklikać kilka stacji i na pewno znalazło się coś w dogodniejszej porze. Jeszcze tylko „Krzyżaków” i Maryni Połanieckiej brakowało do kompletu. Nie ukrywam, że jestem ogromną fanką Sienkiewicza, a „Potopu” zwłaszcza. Z dzieciństwa pamiętam, że na porządku dziennym było sarkastyczne komentowanie zbytniego przechwalania się któregokolwiek z członków rodziny cytatem z Oleńki: „Jędruś, jam ran twoich niegodna całować”. Hitem było komentowanie jakichkolwiek wyborów cytatem z Kmicica z rozmowy z Wołodyjowskim: „Nie ma co się Jerzemu równać z Michałem”. Bo przecież święty Jerzy tylko smoka pokonał, a święty Michał całemu komunikowi w niebie przewodzi. No ba…!
No i nieśmiertelny zwrot w stronę rodzicieli własnych, kiedy akurat prawili jakąś mowę. Mowa zazwyczaj miała charakter wychowawczy i była zainicjowana, jak się możecie domyślać, raczej niechlubnym naszym zachowaniem, a ów zwrot to: „Kończ Waść, wstydu oszczędź”. Umówmy się, że do pewnego momentu samo użycie tegoż zwrotu bardzo pomagało. Zwłaszcza w dyskusjach z tatą, który do dnia dzisiejszego jest ogromnym fanem i Sienkiewicza i historii. Mama szybciej uodporniła się na uroki sienkiewiczowskiej frazy widząc nasze wykorzystywanie jej w niecnych celach: uniknięcia kary!
Wychodzi na to, że Sienkiewicz „zawsze i wszędzie”. I jeszcze dopowiem „u wszystkich”, nawet nieświadomie! Siła jego przekazu, podbita przekazem ekranizacji Pana Hoffmana na pewno mogłaby być, albo i jest, tematem prac magisterskich lub doktorskich na kierunkach marketingowych. Tak sobie wyobrażam, że współcześni spin doktorzy mają zajęcia zakończone egzaminem z zastosowania „technik sienkiewiczowskich”. I pewnie niejeden, nawet bardzo dobry współcześnie w swoim fachu, oblewa egzamin w konfrontacji z takim siłaczem kreowania rzeczywistości, jakim był Henryk Sienkiewicz. Wszyscy wiemy z lekcji języka polskiego, że Sienkiewicz pisał „ku pokrzepieniu serc”. No tak, ale czy ktoś z Was wie jak bardzo mijał się z prawdą? I jak bardzo my jego wizje przyjmujemy za fakty historyczne? Nawet współcześni jemu historycy suchej nitki na nim nie zostawiali komentując dystans jaki dzielił historię od sienkiewiczowskiej jej interpretacji.
Czy komukolwiek z Was kiedykolwiek przyszła do głowy myśl, aby sprawdzić czy Sienkiewicz aby na pewno dobrze zobrazował, na ten przykład księdza Kordeckiego? U obu Panów: Sienkiewicza i Hoffmana to po prostu kryształowa postać. A wiecie, że ksiądz Kordecki w pewnym momencie zaakceptował zwierzchnictwo Karola Gustawa? Nie żebym oceniała samego księdza. Czasy wojny, odpowiedzialność za święte miejsce. Nikt z nas nie był na jego miejscu. Może zrobilibyśmy to samo! A co robi Sienkiewicz? Tworzy anioła patriotyzmu na kartach powieści. A my wierzymy!
Czy większość z nas jest w stanie wymienić inną bitwę czasów potopu szwedzkiego, niż obrona Częstochowy? Pewnie studenci historii! Obrona Częstochowy na pewno miała znaczenie w tej wojnie, głównie psychologiczne. Ale to tylko kilka tygodni z pięciu lat wojny! Sienkiewicz pisze, a my przyswajamy!
Jak widzicie na tle tej wojny postać króla polskiego Jana Kazimierza? Ja widzę albo energetycznego Marka Kondrata w „Ogniem i mieczem”, albo mądrego i sprawiedliwego Piotra Pawłowskiego z „Potopu”. Czy ktokolwiek z Was oceniłby go jako kandydata na „najgorszego króla w historii”? Nawet gdybyście tak napisali – to nie uwierzę. Czyli Sienkiewicz pisze, Hoffman filmuje, a nam do głowy nie przyjdzie hasło „sprawdzam”. Po prostu wierzymy i już.
A wyrwani do odpowiedzi kogo byście nazwali głównym czarnym charakterem powieści? Ja bez bicia się przyznaję, że księcia Janusza Radziwiłła…No przecież zdrajca Ojczyzny! Wiecie, że na Litwie ma status bohatera narodowego? Specyficzna polityka Jana Kazimierza i zagrożenie ze strony carskiej Rosji zdecydowały o przymierzu ze Szwedami. W końcu za ten kawałek ziemi był odpowiedziany i o ten kawałek zmieni dbał. Czy komukolwiek z Was przyszłoby do głowy rzucić wyzwiskiem „zdrajca” w stronę Jana Sobieskiego? Już odpowiadam: nikomu! Wiedzieliście, że z początkiem wojny polsko-szwedzkiej Sobieski poddał się pod protektorat króla szwedzkiego i złożył mu przysięgę wierności? Część historyków twierdzi, że swoimi dalszymi poczynaniami zmazał wszelkie wcześniejsze winy. Może. Nie mnie to oceniać. Ale znowu! Sienkiewicz pisze, Hoffman pokazuje a my przyjmujemy za pewnik to, że książę Radziwiłł powinien smażyć się w piekle.
No i jak nie docenić kunsztu kreacji mistrza Sienkiewicza!
To co powyżej to takie śmieszne przykłady. Prawda?
Gorzej, że nie tylko Sienkiewicz potrafił i dalej zza grobu potrafi kreować nasze postrzeganie rzeczywistości.
Są inni. Nam współcześni. Którzy robią to równie perfekcyjnie. I jak o tym myślimy, to już nie jest części z nas do śmiechu. Włączamy „wiadomości” na państwowej jedynce i widzimy kraj mlekiem i miodem płynący. Nie nachodzą Was pewne porównania? Może teraz też ktoś robi to „ku pokrzepieniu serc”? Może nasz pan premier to taki Jan Kazimierz? A kto jest pierwszym zaprzańcem, jak Radziwiłł w „Potopie”, według głównego kreatora naszej rzeczywistości? Ja obstawiam pana Tuska.
Może za sto, sto pięćdziesiąt lat, jeśli wcześniej nie zniszczymy Ziemi, ktoś się będzie z tego śmiał…tak jak teraz mało ważne i śmieszne wydają się nam dywagacje na temat polityki i podejmowanych przez Jana Kazimierza czy księcia Radziwiłła decyzji… Mnie jednak jakoś nie jest do śmiechu…