Wiem po moim dziecku, że nie wszyscy są fanami historii.
Ale nawet ci, którzy fanami historii nie są, kojarzą przynajmniej ogólnie, że Polska była pod zaborami, a Polacy walczyli w powstaniach, wywożono ich na Syberię.
W XIX wieku bohaterski Polak walczył w powstaniach, a potem próbował utrzymać swoją polskość na zesłaniu.
Czy tylko mężczyźni byli bohaterami? No nie! Polskie kobiety nosząc się głównie w czerni walczyły albo wiecznym czekaniem na swoich mężczyzn, albo decydowały się na towarzyszenie zesłańcom i razem z nimi tworzyły ośrodki kultury polskiej w nieprzebranych przestrzeniach rosyjskiej tajgi.
Początki XX wieku niewiele się różniły od wieku XIX. Powstania zastąpiły dwie wojny w czasie których Polacy znowu walczyli zbrojnie o wolność swojego kraju. Rola kobiet mocno zbliżyła się wtedy do roli mężczyzn. Jeśli jeszcze nie pełniły równorzędnych ról wojskowych, to mocno już w ten męski świat bohaterów weszły. Łączniczki, sanitariuszki, telegrafistki, szyfrantki stworzyły strukturę, która była integralną częścią bohaterskiego, męskiego świata. Cały czas jednak poruszamy się w obszarach walki zbrojnej.
Kryteria bohaterstwa nieco zmieniły się w czasach powojennych. Dalej walczyliśmy „prawie” zbrojnie. Ta walka była jednak w znacznie większej mierze oparta na walce ideologicznej, na sile mentalnej. Wróg jednak był oczywisty: oni – komuniści. Podobnie jak w XIX wieku, jak w czasie wojen światowych w tych naszych walkach narodowych nie mieliśmy większego problemu z identyfikacją wroga. My jako polscy mężczyźni, my jako polskie kobiety, my jako polska młodzież.
Takie walki zawsze mentalnie wygrywaliśmy tworząc panteon bohaterów, nawet jeśli powstania upadały.
Jak tak sobie o tym myślę, to wychodzi mi, że nasi dziadkowie i pradziadowie mieli po prostu łatwo. Bić Moskala! Bić Szwaba! Co za problem? Żadna rozkmina nie była potrzebna. Wszystko było oczywiste!
A jak jest teraz? Śmiem twierdzić, że jest trudniej. W pewnym sensie. Wybory życiowe zawsze są trudne, niezależnie od pokolenia. Niezależnie od tego czy jest wrzesień 1939 roku, czy luty 2022 roku. Czy wojna jest w twoim kraju, czy tuż za granicą. Śmiem tylko nieśmiało twierdzić, że nasze bohaterstwo paradoksalnie może być trudniejsze, mniej efektowne, mniej spektakularne…
No bo na czym ono może polegać?
– Na tym, że nie trzeba rzucać granatów, ale trzeba się uczyć! (Większość młodych uczestników Powstania Warszawskiego komentując swoje życie najbardziej żałowało utraty możliwości nauki!)
– Na tym, że nie trzeba strzelać na akcji do Niemców, ale trzeba pracować! Często ciężko, często po godzinach, a takie podejście do pracy w pewnych kręgach jest pretekstem do kpin….
– Na tym, że nie trzeba słuchać rozkazów przełożonych o wyższej szarży, ale trzeba uruchomić i kontrolować procesy myślowe, podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje.
– Na tym, że nie trzeba własną piersią zatrzymywać kul, ale trzeba umieć zaprezentować swoją własną opinię, trzeba umieć dyskutować, wypracowywać kompromisy, a czasami po prostu na coś się nie godzić i głośno to powiedzieć, lub nawet wykrzyczeć.
Nasi dziadkowie egzaminy z oporu zbrojnego zdawali zawsze na pięć!
Obawiam się, że jako społeczeństwo, egzaminy ze współczesnego bohaterstwa oblewamy raz za razem ostatnimi czasy.
Właśnie zdajemy poprawkę. Z jakim wynikiem?
Dowiemy się za kilka godzin…